GSB dzień 19. Trasa: Smerek — Ustrzyki Górne
GSB dzień 19. Trasa: Smerek — Kalnica — Smerek — przełęcz Orłowicza — Połonina Wetlińska — Brzegi Górne — Połonina Caryńska — Ustrzyki Górne
Trudno uwierzyć, że to przedostatni dzień na szlaku. Bieszczady przywitały nas przepiękną pogodą, która ma się utrzymać przez kilka kolejnych dni, więc możemy liczyć na to, co w Biesach najlepsze, czyli niesamowite widoki. Dzisiaj dotrzemy do Ustrzyk Górnych zdobywając Smerek, następnie przechodząc przez Połoninę Wetlińską oraz Połoninę Caryńską. Dystans, jaki mamy do pokonania to ok. 25 km. Jednak największym wyzwaniem może okazać się znalezienie noclegu w Ustrzykach Górnych, bo trafiamy na początek długiego weekendu, a baza noclegowa w tym miejscu nie jest za duża. Mimo wszystko nie pozwalamy, żeby tak mały szczegół wpływał na radość z wędrówki.
Spis treści
Smerek
Wstajemy szybko, bo już o godz. 5:30. Mamy tyle energii i chęci do wędrówki, że bez ociągania szykujemy śniadanie i przygotowujemy się do wymarszu. O godz. 6:45 opuszczamy Przystanek Smerek. Gdy wychodzimy na zewnątrz rześkie powietrze jeszcze bardziej nas pobudza. Widzimy, że w nocy był przymrozek, ale w ciągu dnia temperatura ma podskoczyć.
Początkowy fragment szlaku prowadzi drogą asfaltową. Idealnie by rozgrzać nogi przed pierwszym podejściem na Smerek. Chociaż jest wcześnie, to ruch na drodze jest spory i musimy uważać na nadjeżdżające samochody. Ale co się dziwić, w końcu to długi weekend.
Po 2 km marszu dochodzimy do Kalnicy, a szlak skręca w prawo w szutrową drogę. Przechodzimy przed most nad Wetliną i docieramy do punktu kasowego Bieszczadzkiego Parku Narodowego, gdzie kupujemy bilety wstępu i podbijamy pieczątki w książeczkach GOTT PTTK. Jak przystało na szlakową tradycję, przy kasie zagadujemy się z panem kasjerem. Rozmawiamy dobre 15 minut i moglibyśmy to robić w nieskończoność, ale trasa sama się nie zrobi, więc żegnamy się z miłym panem i ruszamy na Smerek.
Smerek — szczyt
Zaraz za kasą przechodzimy przez drewniany mostek, za którym rozpoczyna się podejście. Idziemy leśną ścieżką, trochę w cieniu, trochę na słońcu, ale okazuje się, że musimy zdjąć bluzy, bo się w nich gotujemy. Po niecałej godzinie docieramy do granicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a przy tablicy robimy obowiązkowe selfie. Możemy kontynuować marsz. Mijamy wiatę, ale nie zatrzymujemy się na odpoczynek. Idzie nam świetnie i nawet nie czujemy zmęczenia, więc nie ma sensu zatrzymywać się na postój. Dłuższą przerwę planujemy zrobić na szczycie. Wędrując, wspominamy tę trasę sprzed kilku lat, kiedy to warunki na szlaku były zupełnie inne. Las spowiła gęsta mgła, co nadawało temu miejscu aurę tajemniczości. Za to dziś słońce przygrzewa, a na niebie nie ma za wiele chmur. Gdy wychodzimy na otwartą przestrzeń, zachwycamy się widokami.
Przed nami ostatni odcinek na szczyt, na który podchodzimy schodami. Nie są ani wygodne, ani ładne, a po deszczu zamieniają się w kałuże i dlatego nie jesteśmy ich miłośnikami. Docieramy na Smerek i jak zwykle nieźle wieje. Zajmujemy jedną z drewnianych ławeczek. Pora na drugie śniadanie w postaci banana i batona. Smarujemy się także kremem z filtrem UV, bo słońce z każdą minutą przygrzewa coraz bardziej, a dzisiaj w większości będziemy szli w otwartym terenie.
Na Smereku od 2018 roku stoi nowy, metalowy krzyż na pamiątkę 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości, a sam szczyt jest malowniczym punktem widokowym. W dole dostrzegamy Wetlinę i Smerek, a nad nimi góruje pasmo graniczne z Wielką Rawką i Rabią Skałą. Jak na dłoni widać stąd Połoninę Wetlińską, a także Wysoki Dział, czy pasmo Łopiennika i Durnej.
Przełęcz Orłowicza i Mieczysław Orłowicz
Po odpoczynku ruszamy na przełęcz Orłowicza. Po kilku minutach docieramy na przełęcz, a tam wita nas strażniczka BPN i sprawdza bilety wstępu do parku.
W tym miejscu warto wspomnieć o osobie Mieczysława Orłowicza. Poza tym, że był doktorem prawa i urzędnikiem ministerialnym II Rzeczypospolitej i Polski Ludowej, był równocześnie krajoznawcą i propagatorem turystyki pieszej, a także założycielem Akademickiego Klubu Turystycznego we Lwowie. To autor wielu przewodników i organizator licznych rajdów. Mówiono o nim: chodząca encyklopedia turystyki. Jego imię nosi najdłuższy szlak w Sudetach, czyli Główny Szlak Sudecki, który mieliśmy okazję przejść w zeszłym roku. Jeśli chcecie poczytać lub obejrzeć relację z GSS-u, to zapraszamy kanał na YouTube i blog.
Połonina Wetlińska
Po kontroli ruszamy na Połoninę Wetlińską, dobrze znaną nam ścieżką. Wędrówka nią jest bardzo przyjemna. Jak tylko jesteśmy w Bieszczadach, chętnie tu wracamy. Za plecami zostawiamy Smerek. Przed nami natomiast podejście na Osadzki Wierch. Im bliżej wierzchołka, tym zagęszczenie ludzi się zwiększa, ale nie są to wielkie tłumy. Widoki jak zwykle zachwycają. Przed sobą widzimy Połoninę Caryńską oraz na dalszym planie Tarnicę. Po prawej Wielki Dział i Rawki, po lewej pasmo Otrytu, a za nami oczywiście Smerek. Wędrówka połoninami zawsze dostarcza wiele przyjemności.
Schodzimy schodami i idziemy w kierunku nowo budowanego schronu w miejscu legendarnej Chatki Puchatka. Droga omija teren budowy i prowadzi obok szałasów/bacówek. My jednak do nich nie zachodzimy, tylko idziemy dalej, by po chwili rozpocząć zejście do Brzegów Górnych. Zejście jest dość strome, ale na szczęście nie ma błota. W zeszłym roku na tym błocie można było nieźle pojechać i się poturbować. Dla odmiany pojawiają się schody, na których robią się zatory, a ludzi jakby przybyło. W końcu jednak udaje nam się dotrzeć do Berehów, gdzie jesteśmy 55 min wcześniej, niż wskazywał szlakowskaz na przełęczy Orłowicza.
Idziemy do oddalonej o ok. 200 m budki z jedzeniem. Mamy pecha, bo w trakcie jak zamówiliśmy pierogi, zjechało się kilka samochodów i każdy coś kupował, także na jedzenie musieliśmy trochę poczekać. Ale z drugiej strony dłużej odpoczywamy i nabieramy sił przed podejściem na Połoninę Caryńską.
Połonina Caryńska
Chociaż w Brzegach Górnych spędziliśmy więcej czasu, niż zakładaliśmy, to i tak ruszamy z niewielkim zapasem. Zachodzimy jeszcze na stary cmentarz i wchodzimy do lasu. Idzie się całkiem przyjemnie, przeskakujemy przez pierwszy ciek wodny. Przypominamy sobie, że kiedyś był tu mostek, ale teraz nie widać po nim śladu. Pomału zyskujemy wysokość. Jeszcze przed wiatą, na ostatniej wodnej przeszkodzie, Kamilowi udaje się to, czego nie zrobiliśmy przez cały GSB, czyli zalicza spektakularny poślizg na prawie suchym błocie, lodując na plecaku. Na szczęście to było miękkie lądowanie.
Dochodzimy do wiaty i Kamil czyści z błota spodnie i bluzę. Przy okazji rozmawiamy z innymi wędrowcami, którzy wykorzystują długi weekend na szwędaczkę po Bieszczadach.
Zaraz za wiatą szlak robi się bardziej stromy, a my pomału krok za krokiem pniemy się w górę. Bez pośpiechu i zbędnego marnowania energii, meldujemy się na pierwszym wierzchołku Caryńskiej. Rozsiadamy się na ławce, zakładamy puchówki na plecy, żeby się nie wyziębić i wyjmujemy rogaliki. Ledwo nadgryzamy, a już słyszymy „Wy idziecie GSB prawda? Kojarzę wasze twarze z grupy na FB” I tak zaczęła się sympatyczna rozmowa z osobą, która nas poznała.
Po rozmowie i odpoczynku ruszamy w kierunku drugiego wierzchołka Połoniny. Trasa jest łagodna, a widoki są super. Szybko osiągamy kolejny wierzchołek o wysokości 1234 m. Jeszcze tylko dopełnienie formalności, czyli obowiązkowe zdjęcie pod tabliczką i możemy schodzić. Na zejściu prowadzimy sympatyczną rozmowę z grupką turystów, którzy zainteresowali się naszymi dużymi plecakami. Tak byliśmy zajęci konwersacją, że nim skończyliśmy, byliśmy już na granicy lasu.
Idąc przez las, bardzo szybko wytracamy kolejne metry wysokości. Kiedy ponownie z niego wychodzimy, widzimy przed sobą charakterystyczny budynek straży granicznej. Ustrzyki Górne mamy już na wyciągnięcie ręki. Schodzimy do drewnianych podestów, a po nich idziemy w kierunku parkingu.
Ustrzyki Górne
Jeszcze tylko przechodzimy przez mostek na Rzeczycy i wchodzimy na parking w Ustrzykach. Pod wiatą dostrzegamy Grześka i Krystiana, z którymi wędrowaliśmy przez 3 dni przez Beskid Niski. Oni wczoraj zakończyli GSB, a teraz czekają na autobus powrotny. Dosiadamy się i rozmawiamy przez dłuższy czas. Potem wszyscy razem idziemy na przystanek, a my zachodzimy jeszcze do pobliskiego sklepu. Po zakupach żegnamy się z chłopakami i idziemy organizować nocleg na polu namiotowym.
Nasz wybór pada na Camp 150. Jest gwarno, tłoczno, ale na szczęście znajdujemy kawałek wolnej przestrzeni. Z każdej strony docierają do nas śmiechy, zapachy grillowanych kiełbasek i muzyka. Mamy nadzieje, że mimo wszystko wieczorem będziemy w stanie zasnąć i nikt za bardzo nie zakłóci ciszy nocnej. Wyjmujemy z plecaka ostatnią rzecz, której nie użyliśmy na szlaku, czyli tarp. Rozbijamy go w konfiguracji namiotu-tipi, a pałatki przeciwdeszczowe służą za podłogę. Wrzucamy karimaty i śpiwory do środka, potem idziemy do Hotelu Górskiego PTTK. Zamawiamy obfitą obiadokolację, a na deser pączki. Korzystamy z okazji i ładujemy baterie w telefonach, aparacie i powerbankach. Wracamy na pole namiotowe, myjemy się i kładziemy do śpiworów. Czas na sen, bo jutro wielki dzień.
GSB dzień 19: mapa etapu i film
Poniżej zamieszczamy mapę z przebytą trasą i jak zawsze zapraszamy na YouTube, gdzie zamieszczamy relację filmową (LINK).