Potrójna Korona Orlicka 2023
|

Potrójna Korona Orlicka 2023 – Relacja z wyrypy górskiej

Potrójna Korona Orlicka to górski pieszy marsz długodystansowy, podczas którego przechodzi się przez trzy najwyższe szczyty w Górach Bystrzyckich (Jagodna), Orlickich (Orlica) i Stołowych (Szczeliniec Wielki). Podobno to najłatwiejsza ze wszystkich czterech wyryp, ale sam dystans na wielu osobach robi wrażenie.  

Start: Poręba
Baza i meta zawodów: Radków Kłodzki
Dystans: ok. 74 km
Suma podejść: 2200 m
Limit na ukończenie trasy: 24 godziny
Punkty GOTT: 100

W weekend zadebiutowałem na Potrójnej Koronie Orlickiej. Nie wiedziałem do końca, czego mogę się spodziewać, bo wyjść w góry przed imprezą nie było tyle, ile planowałem. Ale cóż, jak się zapisałem, to należało chociaż spróbować przejść tę wyrypę.

Nad Zalewem w Radkowie byłem dosyć wcześnie, więc na spokojnie mogłem odebrać pakiet, ale już chyba działał delikatny stresik przedstartowy, bo… zapomniałem wziąć części rzeczy z tego pakietu. Siadłem na ławce, odpaliłem apkę na telefonie i zacząłem analizować trasę. Cały czas jednak w głowie miałem, że coś tu nie gra i kiedy przechodzący uczestnicy przyglądali się mapce z pakietu, olśniło mnie, że ja takowej nie posiadam. Szybko wróciłem do stolika z pakietami i jak się okazało, oprócz mapy nie zabrałem jeszcze buffa. Ha ha jak zaczynać to z przytupem.
Ponownie zasiadłem na ławce i dokończyłem analizę trasy. Za wyznacznik tempa marszu przyjąłem wynik 19 godz., z jedynej wyrypy, jaką wcześniej przeszedłem, czyli z Sudeckiej Żylety w 2021 r. Zapisałem sobie na karteczce wszystkie punkty kontrolne i godziny, w jakich powinienem dotrzeć, aby osiągnąć założony cel. Teraz pozostało już tylko poczekać na autobusy, które wywiozą uczestników na start oddalony o 75 km marszu.

Poręba

W Porębie byłem jakąś godzinkę przed startem. W tym czasie wypatrywałem wśród uczestników Michała z kanału Chwila Ulotna, ponieważ też startował, a do tej pory nie mieliśmy okazji się poznać. Kiedy już się złapaliśmy, to zaczęliśmy rozmawiać, tak jakby nasza znajomość trwała dosyć długo. Dyskutowaliśmy o górach, o planach na najbliższy sezon oraz oczywiście o wyrypie i nim się obejrzeliśmy, nastąpiło końcowe odliczanie 10, 9, 8… start.

Potrójna korona orlicka start
Przed startem Potrójnej Korony Orlickiej
Z Michałem z bloga Chwila Ulotna

Jagodna

Ruszyliśmy spokojnym, aczkolwiek równym tempem pod górę, bo już od samego początku było podejście i to długie na ok. 5 km Dobrze, że organizatorzy dbają o swoich uczestników i dają szansę wszystkim się rozgrzać, bo jak wiadomo, rozgrzewka jest najważniejsza. Podejście przebiegło nam sprawnie i już po godzinie i 20 minutach zameldowaliśmy się na pierwszym szczycie KGP, czyli Jagodnej. Tutaj też czekała na mnie Paulina oraz przyjaciele z Barda, którzy chcieli potowarzyszyć mi w drodze do schroniska.
Zanim jeszcze ruszyliśmy w jego stronę, trzeba było chwilę odstać w kolejce, aby przybić pieczątkę na karcie. Potem to już przyjemna, łagodna trasa w dół.
W schronisku rozstałem się z moją ekipą. Przed odejściem upewnili się, o której planuję być na mecie (powiedziałem, że o 15:00) i na odchodne dostałem polecenie uszczknięcia trochę czasu. Życzenie Zuzi za to było dość abstrakcyjne, stwierdziła, że mam być o 12:00, bo chce potem ze mną pograć na Xboxie — nie ma to jak dobra motywacja. Przysiadłem się jeszcze do Michała, który potrzebował chwili odpoczynku, po czym ruszyliśmy dalej.

Jagodna
Jagodna — pierwszy szczyt zdobyty
Schronisko Jagodna
Chwila przerwy w Schronisku Jagodna

Przed nami była dość monotonna trasa bez większych różnic w wysokości do 1 punktu żywieniowego. Czas ten poświęciliśmy na kolejne rozmowy. Kilkaset metrów przed można było wyczuć woń ogniskowego dymu, a to oznaczało jedno: będzie wyżerka. Po zameldowaniu dostaliśmy po dużej bułce wege. Ale to było dobre. Najedzony i napojony mogłem ruszać dalej. Tutaj też rozstaliśmy się z Michałem, aby każdy mógł wędrować swoim tempem. Poza tym Michał musiał przecież nagrać relację z wyrypy, a idąc ze mną, nie miał za bardzo na to czasu.

Pierwszy punkt żywieniowy
Pierwszy punkt żywieniowy

Torfowisko pod Zieleńcem i Zieleniec

Wystartowałem o godzinie 0:55 niczym Sebix w starym Passacie spod świateł i od razu wrzuciłem najwyższy bieg. Ten odcinek do Zieleńca miał być takim sprawdzianem mojej formy i pokazać, czy będę w stanie wyrobić się w założonym czasie. Nogi niosły, a kilometry ubywały. Sprzyjała też temu równa, szeroka trasa. Do Rozdroża pod Bieścem dotarłem po 58 minutach i jak teraz na to patrzę to, aż nie dowierzam – 7 km poniżej godziny! SIC! Szybkie zdjęcie, łyk wody i lecę dalej. Fragment do Torfowisk był mi dobrze znany z zeszłorocznej wędrówki po niebieskim szlaku sudeckim, więc mimo nocy nie musiałem obawiać się, że skręcę gdzieś, gdzie nie powinienem. Zaskoczyło mnie natomiast zejście do parkingu. Ścieżka nagle zrobiła się wąska, a dodatkowo dosyć stroma. Trochę zwolniłem, aby nie podkręcić na niej żadnego stawu. Od parkingu natomiast rozpoczęło się systematyczne podejście do Zieleńca (150 m przewyższenia na 2 km). Zrobiło się też więcej błota, pewnie ze względu na bliskość stoków narciarskich. W pewnym momencie zobaczyłem 3 światełka idące w moją stronę i po chwili usłyszałem „Jak nie chcesz wchodzić po śniegu, to zawróć” i faktycznie 100 m wcześniej szlak delikatnie odbił. Dzięki dziewczyny. I tak o godz. 2:58 docieram do PK3 znajdującego się na 32,6 km.

Rozdroże pod Bieścem
Rozdroże pod Bieścem
Zieleniec
Zieleniec

Orlica

Podbiłem pieczątkę, wziąłem drożdżówkę oraz nalałem sobie ciepłej herbaty i przysiadłem na 10 minut na ławce. Po skonsumowaniu ruszyłem na drugi szczyt do KGP, czyli Orlicę. Jak ja lubię to podejście. Jest szybkie i niewymagające. 29 minut później podbijam kolejną pieczątkę pod samą wieżą. Hmmm, a może by tak wejść i zobaczyć jak wygląda świat z góry nocą. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem, a co tam, że to kilkadziesiąt stopni w górę, przecież przy całym dystansie, to jak kropla wody w morzu. Wszedłem, popatrzyłem na oświetlone w dali miasteczka, po czym ruszyłem dalej, tym razem już po granicy. Nie znałem wcześniej tego odcinka, więc tym razem trzymałem się innych uczestników, żeby czasem nie zboczyć gdzieś, gdzie nie powinienem. Trasa była całkiem przyjemna. Fakt trafił się jeden bagnisty moment, ale po kępkach trawy udało się z lekkim zanurzeniem buta to przejść. Grupką kilku osób dotarliśmy do asfaltu i ruszyliśmy nim dalej. Na szczęście kolejne osoby zaraz za nami powiedziały, że tu powinna odbijać ścieżka. Szybkie spojrzenie na mapę i faktycznie tak było. Schodziliśmy tą ścieżką w kierunku Jamrozowej polany, czyli kolejnego PK. Po przejściu pod rozbiegiem skoczni skręciliśmy w prawo na ścieżkę rowerową, którą dotarliśmy do PK5. Tu czekał na nas gorący posiłek w formie zupy pomidorowej z ryżem. Mogliśmy go zjeść w sali wewnątrz budynku, więc było przyjemnie. Pierwszy raz też zdjąłem buty, żeby stopy chwilę odpoczęły. Sprawdziłem też ich stan i byłem w szoku, bo nic się z nimi nie działo, a na wyrypę ruszyłem praktycznie w nowych butach – przed wyrypą przeszedłem w nich raptem 5 km.

Orlica
Orlica
Punkt kontrolny na potrójnej koronie orlickiej
Punkt Kontrolny 5

Duszniki-Zdrój

Miło się tak siedziało, ale jednak do końca jeszcze ponad 30 km. Zebrałem się i ruszyłem czarnym szlakiem w kierunku Dusznik. Chłopaki, którzy ruszyli przede mną, mieli dylemat, bo wychodziło, że w Dusznikach będą przed 6:00, czyli jeszcze przed otwarciem Żabki, a chyba mieli chęć na piwko. Wyprzedziłem ich, przyspieszyłem kroku, chwila nieuwagi i wpadłem butem do błotka z wodą. Od razu poczułem wilgoć na skarpecie. Ehhh szkoda, że to jeszcze przed wschodem. Zawijasami zszedłem w dół i dotarłem do parku zdrojowego w Dusznikach. Pusto, głucho jedynie na deptaku w dali zobaczyłem kolejne wyrypowe osoby. Znajdowałem się na czerwonym szlaku GSS i można powiedzieć, że była to taka podróż sentymentalna i wspomnienia z tamtej wędrówki wróciły. Na rynku pojawiłem się dokładnie o godz. 5:35. Zdjęcie, zmiana koloru szlaku na zeszłoroczny niebieski i w drogę, aż za stację. Przed stacją spotkałem jeszcze koteła, który bacznie mi się przyglądał. Pewnie pomyślał, co to za wariat robi o tej porze na jego dzielni. Kilkaset metrów za stacją ponownie zmieniłem szlak, tym razem na żółty, który będzie mi towarzyszył aż pod sam Szczeliniec.

Duszniki-Zdrój
Duszniki-Zdrój

Góry Stołowe

Przechodząc przez łąki w kierunku Złotna, trafiłem akurat na wschód słońca. Z jednej strony się cieszyłem, bo noc już miałem za sobą, ale z drugiej miałem w głowie myśl, że jak słońce znajdzie się wyżej i zacznie przygrzewać, to wtedy może dopaść mnie zmęczenie i po prostu zacznie mnie odcinać. Rześki poranek szybko jednak wybił mi takie myśli z głowy, a wchodząc do Złotna, zobaczyłem zmrożoną trawę. Teraz czekał mnie około kilometrowy odcinek po asfalcie. Po zejściu z niego rozpoczął się chyba najgorszy odcinek na całej wyrypie, czyli jakieś bagno/mokradła przed Batorowem. Nie sposób ich było ominąć, musiałem uważnie stawiać nogi, aby nie utopić buta. Oczywiście sztuka udała się połowicznie, ale tym razem zanurzyłem drugiego buta.

Wschód słońca
Wschód słońca
Góry Stołowe — Potrojna korona Orlicka
Góry Stołowe
Poranek w Górach Stołowych
Poranek w Górach Stołowych
Potrójna korona orlicka 2023
Na twarzy widać już zmęczenie
Mokradła przed Batorowem
Mokradła przed Batorowem

Batorówek

Za całym tym bagienkiem nastąpiło podejście pod Górę Anny. Niestety to lawirowanie i zastanawianie się, gdzie postawić stopę zupełnie wybiło mnie z rytmu, dodatkowo zimne powietrze sprawiło, że mięśnie się trochę usztywniły i kolejne metry szły mi zdecydowanie gorzej. Na szczęście w głowie miałem myśl, że niedługo będzie kolejny punkt żywieniowy, na którym będą gorące kiełbaski. Oczywiście, żeby nie było za prosto, po wejściu na Górę Anny, musiałem omijać dużo połamanych drzew.
Kiedy zszedłem do Batorówka, zacząłem szukać wzrokiem i węchem obiecanych kiełbasek. Okazało się jednak, że muszę podejść ok. 1,5 km do parkingu przed wejściem do Parku Narodowego Gór Stołowych. Gdy wyszedłem na polanę, od razu poczułem piękną woń ogniska. Odhaczyłem się, wziąłem przydział i poszedłem konsumować pod wiatą. Do kiełbaski można było wziąć bezalkoholowe piwko pszeniczne, z czego chętnie skorzystałem.

potrójna korona orlicka punkt zywieniowy
Posiłek na kolejnym punkcie żywieniowym

Myślałem, żeby tu dłużej posiedzieć, niestety temperatura oscylowała w okolicach 0 stopni i trochę zmarzłem, więc musiałem się ruszyć. Niestety mięśnie na tym postoju się tak zastały, że pierwsze kroki sprawiały mi ból. No ładnie – pomyślałem, ponad 20 km do końca i zaczynają się problemy. Jakoś muszę to przetrwać i dotrzeć do mety. Właściwy rytm złapałem dopiero po 2 km, ale znów trafiły się powalone drzewa. Skacząc tak pomiędzy kolejnymi, zobaczyłem, że ktoś nadciąga za mną. Do tej pory to była dla mnie niespotykana sytuacja, bo przeważnie to ja wszystkich doganiałem. Patrzę na twarz i wydała mi się znajoma. Zapytałem się: „czy to nie ty będziesz ruszał niedługo na przejście Czech północną granicą?” W odpowiedzi usłyszałem: tak to ja. I w ten oto sposób poznałem Łukasza znanego jako: W jaśku pióra w jaśku puch. Od słowa do słowa wpadłem w jego rytm wędrówki, który mi bardzo odpowiadał i tak razem przemierzaliśmy kolejne kilometry trasy. Co ciekawe Łukasz wystartował w niebieskiej fali 2 godziny po mnie! Szybko minęliśmy skalne grzyby i przy wiacie skręciliśmy w stronę Niknącej Łąki. Podobno to nowy fragment na Orlickiej. Bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ trasa prowadziła po drewnianych kładkach nad torfowiskiem. Jak zwykle „niezawodne” okazały się szlako-wskazy, które raz pokazywały krótszy, raz dłuższy czas do Karłowa. Haha po GSS-ie byłem już z tym oswojony. Dotarliśmy w końcu do Białych Skał, czyli kolejnej atrakcji w Górach Stołowych. Wysokie jasne skały towarzyszyły nam przez około kilometr. Trafiły się nawet schodki przygotowujące uczestników do podejścia na Szczeliniec.

Niknąca łaka
Niknąca łąka
Bieałe Skały
Rejon Białych Skał
Białe Skały i drewniane schody
Drewniane Schody przy Białych Skałach

Szczeliniec

Po przejściu przez Białe Skały wychodzimy na Lisią przełęcz i rozpoczynamy krótkie podejście pod Ptaka. Zrobiło się ciepło, więc czas się napić i wrzucić bluzę do plecaka. Uff od razu lepiej. Od Ptaka systematycznie zaczynamy się obniżać w kierunku Karłowa. Niestety część drogi nie jest w najlepszej kondycji. Wszystko za sprawą ciężkiego sprzętu do wywózki drewna oraz wiosennych opadów. Radzimy sobie, przeskakując z jednej strony, na drugą uważając, żeby nie dać kroku w grząskie błoto. Wchodząc do Karłowa, jeszcze przed deptakiem po lewej stronie pokazuje nam się ostatni punkt żywieniowy. Szybki banan, wafelek oraz rurka i bez odpoczynku lecimy na podbój Szczelińca. Przed nami około 680 schodków. Aby ułatwić sobie to zadanie, zamiast po jednym schodku, wchodzimy na co drugi i dzięki temu mamy o połowę mniej do pokonania ;). A to, że przy okazji mięśnie na nogach zaczynają palić i oddech staje się płytszy, kto by na takie rzeczy zwracał uwagę. Wejście tymi schodami zajmuje nam ok. 10 minut. Mijamy schronisko i wchodzimy na trasę labiryntu. Przechodzimy obok Tronu Liczyrzepy i po kilku schodkach w dół znajdujemy ostatnią pieczątkę do podbicia. Wszystkie punkty po trasie zaliczone, więc pozostaje tylko dojść do mety.

Szczeliniec Wielki
Zdobywam Szczeliniec Wielki

Ostatnia prosta do mety w Radkowie

Schodzimy ze Szczelińca, obieramy kurs niebieskim szlakiem wokół Szczelińca Małego i wchodzimy na drogę asfaltową, którą maszerujemy ok. 1 km. Odbijając z asfaltu rozpoczynamy dosyć strome zejście do wodospadu Pośny. Podobnie jak na Jagodnej tak i tu mam komitet powitalny w tym samym składzie. Cieszę się bardzo z takiego spotkania i mówię do Zuzi, że to za jej sprawką jestem tutaj o tak wczesnej porze. Hehe jakby przewidziała przyszłość, bo patrząc na zegarek, powinienem się wyrobić do 12:00. Nie ma czasu na postój, tylko ruszamy tak, jakby to był dopiero początek, a nie 72 km w nogach. Mijamy ostatnie błotka i wchodzimy w pierwsze zabudowania Radkowa. Przed nami widać już zalew, także za kilka chwil zakończymy Potrójną Koronę Orlicką. Na ostatniej prostej przybijamy sobie z Łukaszem piątki i o 11:51 przekraczamy linię mety! Odbieramy gratulacje, otrzymujemy pamiątkowe przypinki finiszera, a na koniec pozdrowienie w postaci… do zobaczenia na Wałbrzyskiej. Hehe ja nawet nie brałem Wałbrzyskiej pod uwagę. Wracam jeszcze pod zegar, żeby zrobić zdjęcie z czasem i oczekuję na przybycie mojej ekipy. Także od nich zbieram gratulacje, robimy sobie pamiątkowe fotki i idziemy zasiąść przy stole, bo czeka na mnie jeszcze posiłek regeneracyjny. Z tej euforii zapomniałem nagrać pamiątkowego wejścia na metę.

potrójna korona orlicka
Gratulacje od Pauliny
potrójna korona orlicka meta
Komitet powitalny w Radkowie

Potrójna Korona Orlicka — podsumowanie

Gratulacje dla wszystkich uczestników Potrójnej Korony Orlickiej oraz dla organizatorów i wolontariuszy za świetną organizację. Jako debiutant mogę powiedzieć, że było perfekcyjnie. Do zobaczenia następnym razem.
Podsumowując: przeszedłem podczas tej wyrypy ok. 75 km z 2200 m podejść i udało mi się to zrobić poniżej 16 godz., czyli o 3 godz. szybciej niż pierwotnie zakładałem. Zadziwiła mnie także forma, ponieważ na stopach nie miałem żadnego odcisku, a sił było jeszcze tyle, że na spokojnie mógłbym powędrować dalej. Jaki z tego wniosek? Czas sprawdzić, czy są jeszcze wolne miejsca na Potrójną Koronę Wałbrzyską i się zapisać. SĄ! A mój numer startowy to 589.

Potrójna Korona Orlicka
Potrójna Korona Orlicka zdobyta

Potrójna Korona Orlicka — mapa trasy

Poniżej zamieszczam mapę z zaznaczoną trasą tegorocznej edycji Potrójnej Korony Orlickiej.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *