

Czy wiedziałeś, że przez Szyszak Wielki przebiega nie tylko granica polsko-czeska, ale także granica administracyjna miasta Pilchowice? Jest to szczyt położony w zachodniej części Śląskiego Grzbietu, niedaleko Śmielca i Łabskiego Szczytu. Wznosi się na wysokość 1509 m n.p.m. i jest drugim najwyższym, zaraz po Śnieżce 1602 m n.p.m., szczytem w polskiej części Karkonoszy. Legalnie można wejść na niego tylko zimą, kiedy to szlak czerwony biegnący jego północnym zboczem jest zamykany. Korzystamy więc z tej okazji, tym bardziej, że na jego szczycie stoi pomnik, który do tej pory mogliśmy oglądać z daleka, wędrując po Karkonoszach w okresie wiosenno-jesiennym.
Na szlak wyruszamy ze Szklarskiej Poręby-Huty tradycyjnie czerwonym szlakiem (GSS). Po przejściu zaledwie kilkudziesięciu metrów przekonujemy się, że jest ślisko Dlatego też jeszcze przed podejściem do Wodospadu Kamieńczyka zakładamy raczki. Teraz to można iść! Nie zdążyliśmy się dobrze rozgrzać i już podziwiamy Wodospad Kamieńczyka. Niestety tylko z góry, ponieważ wejście nie jest jeszcze otwarte. Po krótkim postoju na zdjęcia rozpoczynamy podejście na Szrenicę.
W zimowych warunkach idzie nam się rewelacyjnie. Wszystkie wystające kamienie przykryte są ubitym śniegiem, więc możemy skupić się na podziwianiu zimy, której tak brakuje na nizinach. Po drodze mijamy kilka schodzących osób. Docieramy do Hali Szrenickiej i już wiemy, że dalsza droga może być bardzo ciekawa. A to wszystko za sprawą silnego wiatru, który zgodnie z prognozami ma się z każdą godziną wzmagać.
Do samego Schroniska nie wchodzimy, tylko idziemy dalej w kierunku Szrenicy. Wystarczyła jedna chmura i krajobraz zmienia się całkowicie. Tylko biel i szarość, co powoduje niesamowitą aurę tajemniczości.
Docieramy do szlaku czarnego, którym pokonujemy ostatnie metry na szczyt Szrenicy. Co ciekawe, po drodze znajdujemy kurtkę. Tak, zimową kurtkę. Zastanawiamy się jak można zgubić kurtkę i to zimą. Chociaż, jedno z nas ma niezwykłe zdolności do pozostawiania w górach różnych rzeczy. Ile to już garderoby zostało na szlaku: czapki, w tym chyba dwie nie swoje, okulary, rękawiczki. Pewnie większość naszych bliskich wie dokładnie o kim mowa.
Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zabrać ją ze sobą. Do Schroniska, a raczej hotelu, docieramy po niecałych 2 godzinach marszu. Zostawiamy znalezisko w recepcji i zajmujemy miejsce przy oknie. Wydaje nam się, że jest tutaj jakoś wyjątkowo mrocznie.
Chcemy zamówić kawę, ale niestety, nie tym razem. Jak się okazuje nie ma wody i prądu, co wyjaśnia dlaczego jest tak ciemno. Pozostaje nam termos z herbatą. Trzeba się posilić przed dalszą wędrówką, więc wciągamy kanapki i czekoladę z plecaków. To też dobry moment na podładowanie baterii w telefonach. Zapytasz jak, skoro nie ma prądu? Mamy ze sobą powerbank, który już kilkakrotnie uratował nasze telefony czy kamerkę. Przyjemnie nam się siedzi w cieple, ale pora ruszać dalej. Zbieramy więc rzeczy, ubieramy się i wychodzimy ze Schroniska.
Do Mokrej Przełęczy dochodzimy zimową wersją szlaku, która omija Trzy Świnki, czyli znane i lubiane przez nas formacje skalne. Idziemy wydeptaną ścieżką, co jakiś czas zapadając się po kolana w śniegu. Na przełęczy mijamy narciarzy, a jest ich zdecydowanie więcej niż wędrowców. Dalszą drogę wyznaczają nam drewniane tyczki oblepione zmrożonym śniegiem.
Dookoła, aż po horyzont jest biało, taka karkonoska śnieżna pustynia. Każde drzewo czy kosówka, które mijamy, pokryte jest zmrożonym śniegiem, co powoduje, że przyjmują ciekawe kształty. Zatem nasza wyobraźnia zaczyna działać i dostrzegamy dinozaury, smoki, żółwia czy psa. Dzisiaj jesteśmy w krainie lodu :D.
I tak mija nam droga, ale wszystko się zmienia, gdy docieramy w okolice do Łabskiego Szczytu. Wiatr szybko sprowadza nas na ziemię. Rozhulało się i to porządnie, a przecież idziemy na Śnieżne Kotły, które słyną z tego, że tam właśnie wieje najbardziej. Trzeba iść dalej! Dochodzimy do stacji RTON (Czy tylko nam budynek stacji przypomina chatkę poczciwych Muminków?) i mijamy Śnieżne Kotły w bezpiecznej odległości. Faktycznie, jest tak jak się spodziewaliśmy, czyli bardzo, bardzo wietrznie. Pozostało nam już ostatnie podejście i szczyt Szyszaka Wielkiego osiągamy po ok 1,5 godziny marszu od wyjścia ze schroniska.
Niestety chmury są tak gęste, że tylko przez moment dostrzegamy Stację RTON. Na szczęście, chociaż przez chwilę możemy dostrzec Kotlinę Jeleniogórską. W związku z tym, że warunki nie sprzyjają odpoczynkowi, nie spędzamy tu za dużo czasu. Robimy kilka zdjęć i zaczynamy schodzić, zostawiając za sobą wierzchołek Szyszaka Wielkiego.
Wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy i właśnie ta część trasy jest najtrudniejsza. Kierunek wiatru powoduje, że małe lodowe kulki co chwila lądują na naszych twarzach i musimy nieźle się zasłaniać, żeby je ochronić. Dopiero po minięciu Łabskiego Szczytu, kiedy zmieniamy kierunek marszu, odczuwamy ulgę. Niesamowite jest to, jak szybko zmieniła się droga. Idąc w kierunku Szyszaka mijaliśmy pojedyncze, nawiane zaspy, natomiast teraz co chwila się w nie zagłębiamy. Im bliżej Szrenicy, tym jest ich więcej.
Ponownie odwiedzamy Schronisko na Szrenicy w nadziei, że uda nam się skorzystać z toalety. Niestety są zamknięte, więc nie zostajemy tutaj na odpoczynek, tylko ruszamy w dół na Halę Szrenicką. Szybko schodzimy i po kilkunastu minutach rozsiadamy się w sali schroniskowej, gdzie możemy odpocząć po dosyć wymagającej wędrówce. Jest nam tak przyjemnie i ciepło, że spędzamy tutaj ok 40 minut.
Pozostaje nam już tylko zejście do parkingu. Idziemy dosyć szybkim tempem i nie wiadomo kiedy jesteśmy przy Kamieńczyku. Przechodzimy między ludźmi, którzy mają duże problemy przy schodzeniu. Gdyby nie barierki, to dla niektórych pokonanie tego odcinka byłoby niemożliwe. Docieramy do samochodu i kończymy wędrówkę, zadowoleni ze zdobycia Szyszaka Wielkiego.
Karkonosze zimą są niesamowite, ale wędrówka wymaga odpowiedniego przygotowania. Wybierając się na szlak warto zabrać ze sobą raczki, które ułatwiają poruszanie się po twardym śniegu czy lodzie i niejednokrotnie ratują przed upadkiem. Do tego ciepła odzież, herbata w termosie i można ruszać. Sama droga nie jest trudna. Idziemy odśnieżoną drogą aż do Hali Szrenickiej. Jednak przy dużych opadach śniegu warto pomyśleć o zabraniu rakiet śnieżnych.
Czy było warto iść w taką pogodę? Oczywiście, że tak. Przyznamy szczerze, że właśnie na takie warunki czekaliśmy. Można poczuć, że się żyje 😀 Dodatkowo mieliśmy okazję wejść na Szyszak Wielki, który latem jest niedostępny.
Przeszliśmy ponad 22 km w czasie ok 7 godzin i 38 minut, łącznie z przystankami na zdjęcia i odpoczynkiem w schroniskach. W zimowych warunkach jest to całkiem niezły wynik. Przebieg trasy przedstawiamy na mapie załączonej poniżej.
Dzień 19.05.2020 r. – dla nas niezwykła data – ruszamy na Główny Szlak Sudecki im. Mieczysława Orłowicza (GSS), którego przejście zawsze było naszym marzeniem. Budzimy się…
GSS dzień 3. Trasa: Głuchołazy – Trzeboszowice Na dzisiaj zaplanowane mamy 35 km marszu po Przedgórzu Paczkowskim. Ten odcinek szlaku nie jest lubiany przez wędrowców,…
GSS dzień 4. Trasa: Trzeboszowice –Złoty Stok Kolejny dzień wędrówki Głównym Szlakiem Sudeckim. Od Gór Złotych dzieli nas zaledwie 25 km, ale zanim będziemy mogli cieszyć…
GSS dzień 8. Trasa: Spalona – Duszniki-Zdrój Rozpoczynamy drugi tydzień przygody na Głównym Szlaku Sudeckim. To niesamowite, że przeszliśmy już 165 km. Do tej pory…
GSS dzień 7. Trasa: Międzygórze – Spalona Wstać, wyjść na szlak, zmęczyć się, zasnąć…– słowa piosenki donGURALesko idealnie pasują do naszej wyprawy. Można powiedzieć, że…
GSS dzień 5. Trasa: Złoty Stok – Lądek-Zdrój Za nami prawie 100 km Głównego Szlaku Sudeckiego. Po dwóch dniach marszu asfaltowymi i polnymi drogami zdążyliśmy zatęsknić…
Fajnie opisana trasa, zapraszam do siebie: https://baronphotography.eu/wielki-szyszak-galeria-zdjec/
Dziękujemy serdecznie 🙂 Na pewno do Ciebie zajrzymy. Pozdrawiamy.